23.05.2012 21:46
Naspeed(ay)owany
W ubiegłą niedzielę miałem niebywały dylemat. Od samego rana ciągle nurtowało mnie jedno. Jaką trasę obrać sobie na niedzielny popołudniowy wypad? Do wyboru miałem trasę Poznań – Jarocin – Kalisz – Września – Poznań lub Poznań - Chodzież – Czarnków – Szamotuły – Poznań. Żeby człowiek miał w życiu tylko takie dylematy. Inni się martwią w tym czasie co do gara włożyć, kogo powołać na Euro lub jak załatać dziurę budżetową a inni obmyślają, które fotoradary za chwilę rozpoczną swoją błyskotekę.
Wybór padł jednak na trasę, która zahacza o stolicę polskiej porcelany oraz jeszcze jedną stolicę (bardziej lokalną) - nabiału i piwa :). Na stacji benzynowej oprócz napoju oktanowego zakupiłem żarówiastą kamizelkę, która miała mi - jako początkującemu paparazzi – przydać się na poniedziałkowym Speed Day. O tym jednak później. Tak więc chwilę przed odpaleniem rakiety wpadłem na głupi pomysł ubrania tegoż czadowego wdzianka. Z jednej strony pamiętałem o jakże dobitnych słowach jednego z członków naszej Riderblogowej społeczności na temat tego stroju. Z drugiej jednak strony miałem w pamięci słowa mojego kolegi o zgoła zupełnie innym wydźwięku. Zauważył on mianowicie jedno. Otóż przejazd motocyklem w żarówiastej ‘kolczudze’ powoduje, że kierowcy, rowerzyści, skuterzyści, traktorzyści i kombajniści znajdujący się w pobliżu takiego rajdersa myślą,że mają do czynienia z policjantem i nagle przypominają sobie o podstawowych zasadach ruchu drogowego, zasadzie ograniczonego za(d)ufania, zaczynają przestrzegać ograniczeń, poziomych znaków i w ogóle niemal utopia i pełnia szczęścia normalnie. Hi-way to hell de luxe!
I tak ku mojemu umiarkowanemu zadowoleniu się działo. Doszedł do tego jeszcze element tzw. Dobrego wychowania i nagle na zatłoczonych odcinkach robiło się kilkadziesiąt centymetrów przestrzeni więcej dla mnie i mojej kozy. Tak więc odcinek dziewięćdziesięciu kilometrów minął bezproblemowo. Tuż za Chodzieżą znalazłem zjazd na Czarnków i w tym momencie wstąpił we mnie dziki dzik. Znałem z opowieści innych kolegów, że można tu sobie bezkarnie pofolgować. Jakby nie patrzeć – 11 punktów złapanych już w tym roku w ogólnopolskim rankingu Postrachów Szos I Poboczy było dotychczas skutecznym hamulcem. Opisu gwałtownych przyspieszeń, banana na ryju i tych innych uniesień nie będę opisywał. Każdy z nas zna to uczucie. Sami też wiecie, do czego można to porównać ]:->
Obrazy dziejące się w wioskach napawały mnie nostalgią i tęsknotą za minionymi beztroskimi latami. Tam gdzieś krowa gryzła trawę. Gdzieś indziej zestaw sandał + skarpeta + mocarny knur w liczbie kilku osobników dywagował pod sklepem nad losami tego świata. Wioskę dalej babcie we fryzurach na ‘owcę’ wracały z sumy. Za miedzą, w oddali wujkowie i ojcowie ‘na galowo’ po spożyciu w ukryciu setuni chciały dzieciom chcącym być drugimi Messimi i Drogbami opisać bardziej obrazowo kim był Dejna z Kasperczakiem. Wszystko kwitło, kwiaty pachły i było przecudnie.
Tak mi przyszło ładnie spędzić niedzielę. A wieczorem już ładowałem akumulatorki i formatowałem kartę. Myślami byłem już na Torze Poznań. Następnego dnia w każdej wolnej chwili podglądałem mapkę toru, na którym winklu najlepiej się usadowić. Czułem pewien rodzaj ekscytacji. Wystarczyło mi właśnie samo to, że będę mógł robić foty. Jak widać mało mi do szczęścia potrzeba. Ci co się bawią w fotografię wiedzą ile frajdy sprawia kłapnięcie lustrem w odpowiednim momencie. A w przypadku tego sportu – można to porównać właśnie do złapania któregoś z motorajdersów za cholewkę. Może kiedyś się zdecyduję na lepszy ciuch, szybszy sprzęt i ruszę na któreś moto - popołudnie ? Tylko kto wtedy się zajmie moją ‘Ka-setką’ ?
Po co wspominam o tej kamizelce ? Może to się wszystko nie trzyma kupy, może puszczam małego bączka we własne gniazdo, może narzekam jak typowy Polak ale mam kilka uwag do ludzi organizujących imprezę na Torze Poznań. Byłem tam drugi raz i mam wrażenie, że tego typu eventy to rodzaj jakiejś gry dla wtajemniczonych. Żadnego odzewu dot. Fotografowania, żadnych informacji na stronie o godzinie rozpoczęcia. Żadnych wskazówek. Cisza, echo i pustka.
A gdyby tak tego typu imprezy robić w weekend ? Zorganizować biletowane wejścia. Postawić budy z kebapem i watą, obok walnąć jakiegoś Krzysztofa Krawczyka albo inną Vilettę Santor. Owszem wiązałoby się to z nakładami na bezpieczeństwo festyniarskiej gawiedzi. Może tor odzyskał by dawny blask ? Może się rozpędziłem ale i spojrzenie na naszych współtowarzyszy zmieniło by się również na lepsze. Przecież na tego typu imprezy przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Najciekawsze, że w tym całym zamieszaniu najbardziej pomocny okazał się dla mnie dozorca na szlabanie. Przechował mi mój cały majdan, polecił mi gdzie mogę iść, gdzie nie powinienem. W przeciwieństwie do Panów Flagowych, których wskazówki wzajemnie się wykluczały. Ale i tak wielkie dzięki za pomoc! Tak więc trzymając się bandy odziany w tą kamizelę za 12 PLN mierzyłem do tych wszystkich Grandysów, Rikiczów, PolePositionów i innych groźnych – gniewnych Gixerów i BeEMek niczym jakiś snajper. Cały czas miałem wrażenie że za chwilę usłyszę coś w stylu słów klasyka: np. „Spieprzaj dziadu!’ albo jeszcze ostrzej. Efekty tych ciężkich podchodów możecie podziwiać tu oraz tu. Nadgarstek po takim czymś bolał jak po sobotniej nocy spędzonej przed kanałem RTL czy SAT 1.
Na kolejne moto –popołudnie też się wybiorę. A co ! Sami wiecie. Pewne rzeczy się podobają, potem bardziej się podobają a na końcu uzależniają. Ich lista z każdym (k)rokiem się powieksza….
Komentarze : 1
A potem płacz: nikt nas nie traktuje poważnie, nikt nas nie dostrzega... itd. Ciekawe, czemu?
Celne obserwacje. te o imprezach w Poznaniu.
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (5)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Turystyka (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)
- Wszystko inne (8)