28.06.2011 21:21
Zbiegi Okoliczności
Piękne słoneczne popołudnie i brak jakich kolwiek planów to powód wiadomo do czego. Nie, nie do picia w krzakach ani zapasów koedukacyjnych pod chmurką z płcia przeciwną.
Szybko sobie przeanalizowałem jakąś trasę, jedną tych takich typu "wokół komina" i odwinąłem manetę z parkingu pod blokiem.Nagle w przypływie impulsu postanowiłem zmienić zdanie i pojechać sobie inną trasą.
Kilkaset metrów od startu mapotkałem pstrokatą Kawasaki ZXR 400 pomalowaną w bojowe barwy fioletowo-różowo-granatowe. Para (jeździec rodzaju żeńskiego + pasażer rodzaju męskiego) poprosili gestem rąk o zatrzymanie i pomoc. Po trzymanej mapie w ręku "kierowczyni" zorientowałem się, że chodzi o wskazówkę typu GPS: "jak dojechać do...". Okazazało się, że w ferworze tłumaczenia kierunku i machania łapami w prawo i w lewo zapomnieliśmu o innych użyszkodnikach drogi i uniemożliwiliśmy im dojazd do mieszkań na jakiś kolejny odcienk "Klanu" czy inną "Pierwszą Mdłość". Co najciekawsze – wszystko to widział policjant, udajacy się zapewne do pobliskiego siedliska elementu w celu uzyskania jakichś wyjaśnień w związku z gorączką ostaniej sobotniej nocy.
Okazało się, że para poszukuje gabinetu dentystycznego, który znajduje się niedaleko. Po próbach wytłumaczenia jak mają dojechać (na około nas było mnóstwo jednokierunkowych uliczek) zaproponowałem eskortę. Jednak ku naszemu zaskoczeniu, poimo kilku prób odpalenia Kawy, silnik odmówił posłuszeństwa.
Niesety nie mogłem w tej sytuacji służyć jakąkolwiek radą ani pomocą, gdzyż ze mnie taki mechanik, jak z Pudziana prima-balerina. Podstawowe próby reanimacji za pomocą podkręconego ssania nie dały rady. Uznaliśmy, że może lepiej będzie przejść się piechotą do gbinetu tortur szczękowo- dziąsłowych. Kawa "se" odpocznie, przemyśli i może odpali. Ponoć to nie był jej pierwszy foch. Widać było, że przybyszom się spieszyło do stomatologicznego sado-maso. Wskazałem drogę a także gabinet i ruszyłem spowrotem do swojego rumaka. Pot już się lał powoli po okicach moich lędźwi. Zanim dotarłem na podsklepowy parking, jakiś miły przechodzień (może "dawca po cywilu" ?) rzucił tylko: "Jednej z maszyn pali się oko". No tak! Kawa. Nie dość że nie gada kiedy trzeba, to jeszcze się gapi tym jednym okiem na okna marketu średniopowierzchniowego. Zacząłem kombinować jak tu jej to oko wyłączyć. A tu ni huhu ! Żadnego pstryczka-elektryczka, żadnego dynksa ani wichajstra ! Odpaliłem szybko Dywersję,która okazała się bardziej posłuszna od swojej dalekiej kuzynki. Podjechałem pod zakład tortur. W samej kominiarce niczym wysłannik Rutkowskiego zasiałem panikę wśród obsługi i pacjentów i skierowałem kroki pod gabinet.
Państwo Rajdersi dopiero się przymierzali do poddania się męczarniom. Szybko naświetliłem sprawę i na dodatek zostawiłem jeszcze numer telefonu do mojego mechaniora, który ma w ofercie transport, pogotowie motocyklowe na trasie oraz - co najmniej śmieszne - ściąganie z "dzwonów". Dzięki temu Pan Pasażer odwlekł swoje męki na później, gdyż musiał wyskoczyć spowrotem do Kawy i w sposób znany tylko sobie oślepić ją. Na odchodnym życzyliśmy sobie spotkania gdzieś w jakich przyjemniejszych okolicznościach przyrody i ruszyłem w trasę. Przejażdżka odbywała się naprawdę miło. Przyroda, pusta droga. Prawy nadgarstek wykonywał odważne wychylenia. Korba i szał czarnych ciał. Bierę każde auto z boku. Nikt dziś do mnie nie ma szans.
Dzięki -za przeproszeniem -naprawde zaje6istemu oznaczeniu naszych dróg i ścieżynek przeoczyłem zjazd z miejscwości M. do O. Z racji, że rzadko uczęszczałem tamtymi dróżkami, uznałem, że nie ma co panikować i zmieniłem sobie spontanicznie kolejny już raz tego dnia trasę i poleciałem przez miejscowość R. do miasta W. No i przed miastem W. moja kochana "Lady in red", wzięła chyba nasłuchała się wcześniej od Kawy porad rodem z jakiegoś babskiego forum i odmówiła dalszej jazdy. Przebyty dystans nie wskazywał na brak wachy w baku. Zacząłem kobinować z ssaniem, kranikiem. Porechotało, pobulgotało, zachrzęściło i ruszyło. Na szczęście za chwilę pojawił się na drodze znak zbawienia z dystrybutorem.
Zajechałem, zatankowałem pod korek. Okazało się, że jednak moja Dywersja ostatnio miała nieco większe pragnienie nich dotychczas i z tego powodu wzięła, stanęła i postanowiła se poglądać wielkopolskie łąki i pobocza. Jeszcze tylko spiłem puszkę jednego takiego napoju i ruszyłem w powrotną drogę. Kilka machnięć lewą łapą, kilka wyprzedzeń, kilka nagieć paragrafów i powrót do domu. Jeszcze z ciekawości zahaczyłem o parking gdzie miało miejsce spotkanie z pacjentami dentysty-sadysty. Śladu po pstrokatej szliferce i nie było. Mam nadzieję, że powrót z gabinetu tortur odbył się bez przygód. Tak więc jaki z tego morał ?
Nie jeździjcie motocyklami do stomatologów, bo wtedy Yamahom kończy się benzyna!
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (5)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Turystyka (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)
- Wszystko inne (8)