21.03.2011 21:45
6 tygodni renty
Zawsze wydawało mi się, że jestem niezniszczalny, a po spożyciu niektórych substancji - nawet nieśmiertelny. Jednak przyszedł taki jeden smutny wieczór, że niestety ciało nie wytrzymało i się połamało. Pech chciał, że podczas uprawiania mojego ukochanego sportu czyli siatkówki, doznałem poważnej kontuzji. Pierwszy raz od czternastu lat. Podczas zeskoku skoczyłem koledzę na stopę, straciłem równowagę i całym ciężarem ciała pizgnąłem o dance floor. Gwiazdy w oczach i mogłem sobie już zacząć powoli śpiewać "Biały gibson" Kazika Na Żywo. Najśmieszniejsze jest to, że ze złamaną V kością lewego sródstopia można było ze spokojem prowadzić samochód. Dopóki na izbie przyjęć nie założyli mi pięknego Alpinestar'a.
Jakie szczęście, że mieszkam naprzeciwko szpitala, który słynie z bardzo dobrego Oddziału Urazowego. Nastęnego dnia, tanecznym krokiem udałem się na izbę przyjęć i grzecznie zająłem miejsce w kolejce. Razem ze mną czekali m.in. osadzony w towarzystwie Straży Więziennej (ciekawe co mu dolegało ? Może jakieś "niestrawności"? Albo klaustrofobia ? ), dwóch wytatuowanych osiłków, którzy urządzili sobie osiedlową galę MMA oraz bezdomny. Ciągle łudziłem się, że może to nie złamanie, że może grozi mi tylko stabilizator albo jakaś inna ozdoba i będę mógł rozpocząć normalnie sezon motocyklowy. Nadzieje moje okazały się jednak tak nikłe jak zdobycie przez Orłów Benhauera Mistrzostwa Europy w 2008 roku. Super fotka RTG, biały gipson i wyrwane dwie laski z NFZ'u. Sześć tygodni odpoczynku. Od wszystkiego. Już siebie widziałem, jak z tymi kulami i gipsem udaję się na symfoniczny koncert Perfectu. Jak na ironię losu – dwa dni przed połamaniem się – mierzyłem fajne buty motocyklowe. No i przymierzyłem. Taki ładny, biały, masywny. Aż po same kolano prawie.
Okres zawieszenia minął szybko. Opanowałem do perfekcji akrobacje kuchenno-łazienkowo-toaletowe. Podczas dwóch tygodni L4 nadrobiłem zaległości literackie, filmowe i muzyczne. A potem, po ulicach między psimi kupami śmigałem niczym Albeto Tomba. Koledzy w pracy przeszli test na koleżeństwo na szóstkę z plusem. Kawki, herbatki, pierszeństwo w drzwiach, itp. Czas leciał, wielkie odliczanie trwało. Był czas na przemyślenia i refleksje. Że jednak organizm ludzki ma jakieś tam granice wytrzymałości. Przypomniała mi się berlińska wystawa Gunthera von Hagens'a "Body Worlds and The Cycle of Life". Całe życie zapieprzałem. I na drodze i poza nią. Czy na czterech kołach czy na dwóch. Czasami nawet na jednym.Zawsze na pełnym gazie. Wszystko naraz, zaraz i potem. Regaty i koncerty. Remonty i wyjazdy. Powroty. Chwiejnym krokiem. Urwane filmy i utraty równowagi. Zawsze udawało mi się uciec spod "topora". Ile razy miałem skręcone stawy skokowe ? Nie wiem. Palce u rąk – chyba każdy miałem wybity. Aż tu nagle anioł stróż przysnął. Po czym postawił tylko znak z maksymalnym ograniczeniem prędkości.
Podczas jednej z wizyt kontrolnych na pytanie o to, czy będę mógł jeździć motocyklem usłyszałem: "Panie, pan będzie zapierdalał a nie jeździł!". Poskładali Kubicę, poskładali Świderskiego, poskręcali Golloba to i ja stanę na dwóch nogach. Na gipsie pojawiały się kolejne freski. Hardcorowy Koksu, Ozzy Osbourne, Aligator z Illinois i MZ-tka 250. Już się brałem za zrobenie reprodukcji "Bitwy pod Grunwaldem" gdy nadszedł czas zdjęcia pacynki. Pierwsze co zrobiłem po wyjściu z przychodni, skierowałem swoje koślawe kroki na jedną Ciemną Fortunę. A co ! Jak fiesta to fiesta! Trzeba uczcić trzymanie pionu na własnych nogach.
Gdyby nie ten ferlany styczniowy wieczór, w ciągu dwóch ostatnich weekendów nakręcił bym na budzik sporo kilometrów. Dywersja przyozdobiona w nowe gmole z przeczyszczonymi gaźnikami i uszczelnioną michą czeka na swojego jeźdźca. A jeździec siedzi przed TV i moczy girę w roztworze solnym i wykonuje jakieś śmieszne ćwiczenia. Serce boli, jak mijają mnie inni motocykliści a chodnikiem – w drodze na autobus - Moherowe Berety wyprzedają mnie żwawym krokiem. Za niedłuo przestanę kuśtykać jak Herr Flig i Von SmallHausen, ubiorę się w skóry i mundury i jak ruszę przed siebię, to normalnie...klękajcie narody! Ryk motoru mnie podjara! A jak się okaże, że mam problemy z operowaniem biegami, zapnę 6tkę, nadgarstek ostro w dół i najwyżej później razem z Panem Fredem zaśpiewamy w duecie "Don't stop me now"...
Komentarze : 2
6 tygodni i to w zimie, to wcale nie jest taki wielki problem - jeśli chodzi oczywiście o sprawy motocyklowe :) Ja rozwaliłem sobie kolano w sierpniu i cała końcówka sezonu mi umknęła, najfajniejszy czas z pięknymi jesiennymi widoczkami.
Jeśli narzekasz na gips do kolana, to chyba nie wiesz, jaką tragedią jest gips NA kolanie... to dopiero jest kicha, a "akrobacje kuchenno-łazienkowo-toaletowe" nabierają całkowicie nowego znaczenia, wręcz mistycznego ^_^
Szerokości!
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (5)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (10)
- Turystyka (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)
- Wszystko inne (8)