Najnowsze komentarze
To jest to! A nie jakieś tam, że j...
Ależ nie ma za co ;-) A ja się ...
-> sniadanie: w ostatnim akapicie ...
1. Chwalcie łąki umajone - pieśń r...
Dobrze napisane "Zwykła wycieczka ...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>

20.06.2012 20:37

Piłko-szał, bandera za 2,39 PLN i 24 km radochy.

      W końcu nadeszła słoneczna sobota. W końcu kartka w kalendarzu nie zawierała żadnych pilnych zadań i czynności. A to oznaczało tylko jedno. Z resztą sami wiecie, co. Cytując  klasyka: „Wiecie co z nim zrobić, nie ?”.

       Z racji ogólnego przystrajania pojazdów we wszelkiego rodzaju gadżety flago-podobne i nieuchronnie zbliżającego się pojedynku o wszystko z Czechami, postanowiłem  wpaść również w piłko-szał i przyozdobić swoją Kozę też w produkt Made In China. Zwłaszcza że Koza i tak jest koloru ognisto-krwistej czerwieni. Długo się opierałem temu, ale w końcu uległem. Pewnej jesieni 2008 miałem niebywałą przyjemność przeżyć chwile uniesienia i z czterdziestoma tysiącami gardeł na żywo świętować zwycięstwo nad sąsiadami zza południowej granicy, więc proszę o wyrozumiałość. A dlaczego się długo opierałem ? A to z kilku względów. Po pierwsze primo. Zabronione jest używanie bandery na terenie innym niż ambasada polska. Co do samochodów: tylko jednostki pływające poza naszymi wodami mogą wywieszać banderę. Poza tym, te wystające antenki, proporczyki, naklejeczki inne góvna ograniczają widoczność. Zwłaszcza jak stado takich sezonowych patriotów zjedzie się w jedno miejsce. Z kolei pokrowce na lusterka kojarzą mi się tylko z jednym elementem męskiego „ubioru”. I nie jest to dziurawa skarpeta.

     Tak więc należało spotkać się z kolegą, gdyż kolega jest do tego. Kolega ma Czarną Cebrę 1000 i niedawno mu się urodził syn więc znalazła się okazja do polatania i pogadania. Za pomocą zestawu „Taśma izolacyjna + scyzoryk z Orlenu” błyskawicznie zamontowałem banderę i jedziemy!

     Zaproponowałem uroczystą defiladę nowo otwartym odcinkiem S5 łączącym Kostrzyn z Gnieznem. Wcześniej ucięliśmy sobie na postoju pogawędkę, puściliśmy kupony w totka (jak się okazało w niedzielę rano, oprócz kaca i smutku po porażce zawitał lekko wygięty banan spowodowany trafieniem trójeczki).

     Zanim dotarliśmy do węzła za Kostrzynem, musieliśmy uporać się z przedpołudniowym ruchem w centrum miasta, przystopować w miejscach gdzie suszą i uważać na członków bractwa „Cebeerka, japonki, gołe żeberka”. Potem już gładko na Kostrzyn. Tam trzeba było zwrócić uwagę na żółte tymczasowe drogowskazy i żółte znaki na jezdni. Wjazd na ekspresówę i chwilę później…zjazd na Poznań. Nie wiem kiedy przelecieliśmy ten odcinek. Natężenie ruchu zerowe, po bokach ślady niedawno zakończonych robót. Jedynie czego się bałem, to tego że ekpia sprzątajaca w pośpiechu przed Euro zrobiła niedokładnie porządki i gdzieś na łuku zostawiła trochę piasku. Na szczęście tak się nie stało. Klimacik jak w jednej z plansz gry „Need For Speed I lub II. Cali i zdrowi wtoczyliśmy się na wąską ścieżynkę w kierunku Pyrogrodu.

     W drodze powrotnej  postanowiliśmy na jednej ze stacji uczcić narodziny małego Witolda kubkiem kawy lub jakimś „rakiet-fiuelem”. Gdy tak sobie spożywaliśmy i gadaliśmy o dupie Maryni i reszcie wszechświata, na stację podjechał bus na irlandzkich rejestracjach. Po otwarciu drzwi wysypały się puste puszki po piwie a za nimi pojawiło się kilku wymiętoszonych przybyszów z Zielonej Wyspy. Najprawdopodobniej wracali z wycieczki z Trójmiasta gdzie ich drużyna toczyła ciężkie boje. Oni chyba przez ostatnią noc również.... Jeden z nich popatrzył na moją przecudną ozdobę na motocyklu, która wyglądała jakbym stoczył pod nią bitwę o Falklandy albo wypożyczył ją na plan filmowy „Piratów z Karaibów”. Podniósł kciuk do góry i wybrzęczał: „Today OK.!”. My na to: „O.K, O.K…”Sami wiecie jak dla nas tamte „today” sięskończyło. Znów Polacy nic się nie stało. Ale nie ważne. Chwilę później podjechał jeździec na CBFce 600. Zamieniliśmy parę słów, dowiedzieliśmy się że do Poznania czysto więc „pełen gwizdek” na obiad do domu.

      W mieście na każdym skrzyżowaniu już gęstniało od Smerfów i innych mundurowych. Zabrakło tam chyba tylko Pocztowców i Leśników.  Jeszcze nas zatrzymają i przetrzepią dokładnie? Spytają gdzie trójkąt ostrzegawczy i gaśnica i czemu we krwi mamy kofeinę. Albo czemu nie mam jednej śrubki przy owiewce...

      Jak widać są plusy dodatnie i ujemne tej imprezy. Niby zbudowali fajny odcinek drogi, ale dla kogoś kto śmiga z Trójmiasta do Wrocławia i wybierze tą trasę, po przejechaniu ekspresówki, w okolicach podpoznańskich Komornik i Stęszewa czeka wieczny korek. A po nim sesja zdjęciowa z fotoradarami.  I tak przez całą Polskę. Raz Speed, raz postój, raz petarda, raz stoję, stoję czuję się świetnie. Raz lizak a raz inny przysmak. Polskie drogi. Jak w piosence pewnego kultowego serialu: ”(…) do cholery za zakrętem coś być musi(…)”.

Komentarze : 1
2012-06-21 20:06:03 EasyXJRider

A ja programowo jestem piłkoszłoodporny. Jednak zrządzeniem losu, moje aktualne moto jest w naszych barwach narodowych - no ni cholery nie da się od tego kociokwiku uciec...

  • Dodaj komentarz